Potem kilka dni w pokoju hotelowym i czekanie na poprawę zdrowia w tym czasie byliśmy jeszcze dwa razy w lokalnej przychodni ( stan się poprawiał i liczyłam że bezpiecznie udamy się do domu) . Potem w dniu wyjazdu niestety powaliło dziecko na łopatki , zupełnie niespodziewanie gorączka i BARDZO ciężki przebieg choroby ( to w skrócie) . Znowu zero pomocy sami pojechaliśmy taxi do Saranday do szpitala z nadzieją na wyjaśnienie tego stanu . Szefostwo biuro w tym czasie we bardzo dużym skrócie mówiąc bo działy się tam rzeczy nadzwyczajne i niewyobrażalne chcieli odjechać autobusem bez nas. Moje drugie dziecko w autobusie ( co prawda pod opieką kuzyna i dziadka ale wcale nie oficjalnie ). . My w szpitalu po badaniach czekamy na decyzję. Nie mam możliwości dzwonienia i szukanie pomocy w internecie. Więc biegam po szpitalu i proszę obcych ludzi żeby pozwolili mi zadzwonić do tego konowała Pawła i proszę go żeby nie odjeżdżali bez nas bo czekamy na wyniki i może pojedziemy bo wszystko na to wskazuje dostaję czas 30 minut. I jakoś mamy się z tego szpitala teleportować do hotelu w sarandzie gdzieś tamm..., taxi tam nie stoją trzeba dzwonić ale z czego jak brak sieci itp. cały czas takie akcję plus nie mam diagnozy.....???????????????? Pytam go a jak odjadą to co z nami? ( Coś tam powiedział ale generalnie sprowadzało się to do tego żeby szukać sobie hotelu, taxi itp.) z chorym dzieckiem na rękach w najbardziej zatłoczonym mieście kraju z podręcznym bagażem mam sobie iść i szukać hotelu, Ci ludzie to jacyś nieludzie. Proszę uwierzyć, że NIKT z nami nigdzie nie pojechał nic nie pomógł tylko jeszcze dorzucali nowe stresy. Cud że z mężem znamy angielski na powiedzmy średnio zaawansowanym poziomie i byliśmy w stanie porozumieć się z personelem szpitala i innymi napotkanymi ludźmi. Gdyby nie to to nie wiem jakbyśmy skończyli. Oni by odjechali a my tam ze źle postawioną diagnozą( bo ocenili na anginę i odwodnieniem stąd kroplówką a to była... Napiszę potem).
Dojechaliśmy do domu znajomy wyjechał po nas Słowację . Całą drogę byliśmy zdani na siebie bo stan dziecka był krytyczny ( jazda przez te dzikie kraje napawała mnie przerażeniem niestety ciągła biegunka i wymioty po lekach uciely nam możliwość zbijania gorączki zanim dojedziemy więc jechał w tej dzikiej gorączce). ). Okazało się że dziecko miało salmonellę z bardzo ciężkim przebiegiem poprzedzoną chorobą wirusową stąd ten stan ( ta kumulacja była groźna i to bardzo). w Polsce byliśmy jeszcze osiem dni w szpitalu. Powracając do Albanii:
NIKT się nigdy nami nie zainteresował ( mam na myśli biuro itp.). Sami przeszliśmy przez to piekło i cieszymy się że dziecko nasze i cała akcja nie zakończyła się tragicznie. Po tym wszystkim nie złożyłam JESZCZE skargi ani nic do biura bo byłam i jestem zupełnie rozbita a też podejrzewał że nic z tego nie wyniknie. Moim zdaniem powinni zostać zwolnieni bo narazili dziecko na utratę zdrowia i życia.
Jakim trzeba być nieludziem. Zwłaszcza, że chodziło o dziecko.
Odradzam korzystać z usług firmy a i Albania nie jest dla rodzin z dziećmi. Biedna, brudna i przeludniona turystami traci wszelki urok. Cóż że piękny widok jak nawalone człowiek przy człowieku i wiesz,że syf wokół.
Podróżowałam już do takich krajów ale tu fiu fiu jest nad czym myśleć..
Pani doktor, która przyjęła nas na kontrolę powiedziała tak : Ale to państwo nie wiedzieli, że nie jeździ się do Albanii z dziećmi? ( Właśnie tak na ten syf i brud trzeba się przygotować a nie tak ad hoc...
ZaletyBrak
WadyJuż napisane